piątek, 17 kwietnia 2015

Edward Strun - Wolność Urojona


Tytuł: Wolność Urojona
Autor: Edward Strun
Wydawnictwo: Novae Res
Opis: Alan Mere ma wszystko: dobrze płatną pracę, luksusowy apartament na sto trzydziestym drugim piętrze, przyjaciela idealnego w postaci sztucznej inteligencji o imieniu Fred… oraz życie, którego nie znosi.Pewnego dnia spotyka piękną nieznajomą, Syntię, i od tej chwili nie może przestać o niej myśleć. Inne sprawy powoli tracą znaczenie, produktywność Alana w pracy gwałtownie spada, a jego rozkojarzenie natychmiast zostaje zauważone przez przełożonych.
Ocena: 5/6

Zdarza się Wam czasem usiąść i pomyśleć nad życiem? Ale tak naprawdę pomyśleć i zastanowić się, co my tak naprawdę robimy i dokąd zmierzamy? A przede wszystkim po co? Mnie zdarza się dość często, a po przeczytaniu Wolności Urojonej wiem, że nie jestem sama i takich jak ja jest coraz więcej. 

Alan Mere żyje dostatnim życiem. Ma dobrą pracę, piękne mieszkanie, najnowocześniejsze sprzęty i ogólnie wszystko, o czym człowiek w jego wieku i na jego stanowisku marzy. Alan, jak wszyscy inni w wieżowcu, już jako dziecko wiedział, co będzie w życiu robił. Oddanego przez rodziców do wychowalni malucha, od razu zaczęto przyuczać do zawodu, by jako dorosły mężczyzna mógł dawać z siebie sto procent. Alan jednak nie jest do końca zadowolony ze swojego życia. Pęd za pieniędzmi, konsumpcjonizm i wszechobecny seks zaczynają go męczyć. Pewnego razu spotyka kobietę, o której nie może przestać myśleć. To ona sprawia, że mężczyźnie spadają z oczu klapki i dostrzega, jak bardzo różni się prawdziwy świat od tego, którego wizja była mu wpajana od dziecka. Odtąd wszystko w życiu Alana zaczyna się sypać, co z dnia na dzień potęguje jego chęć wydostania się na zewnątrz, wyjście z wieżowca, chęć bycia wolnym. Tylko czy to w ogóle jest możliwe?

Czytając Wolność Urojoną, śmieszy człowieka zachowanie kolegów Alana. Ślepo wierzą w to, co głoszą media i zwyczajnie płyną z nurtem rzeki, który to nurt wypłukuje im z głów jakąkolwiek umiejętność samodzielnego myślenia. Śmieszy, no bo przecież żadne z nas takie nie jest. Żadne z nas nie kupuje suplementów reklamowanych w telewizji, żadne z nas nie wierzy w informacje podawane nam codziennie w radiu, żadne z nas nie marzy o nowiuśkim iPhonie, żadne nie jest uzależnione od internetu czy Facebooka, żadne z nas nie chce mieć więcej i zarabiać więcej, żadne z nas nie przywiązuje wielkiej wagi do rzeczy zupełnie nieistotnych. Brzmi niepokojąco znajomo, prawda? 

Wolność Urojona to antyutopia, ale czyta się ją raczej jak nieco przerysowany dokument. Wieżowiec, w którym żyje Alan to mrowisko, a ludzie to mrówki, które pracują bez wytchnienia w złudnym przekonaniu, że są szczęśliwe, dorabiając tak naprawdę tych, którzy stoją nad nimi z batem. No bo czym lepiej zamydlić oczy i zamknąć usta, jeśli nie nowinkami technicznymi i głoszeniu wszem i wobec, że wszyscy jesteśmy wolni, równi i możemy mówić i robić co chcemy? Coraz częściej łapię się na myśleniu, że tak naprawdę rodzimy się tylko po to, żeby harować za marne grosze, żeby potem na łożu śmierci zdać sobie sprawę, że tak naprawdę nigdy nie żyliśmy. Tylko czy jesteśmy w stanie umknąć kapitalizmowi? Czy jesteśmy w stanie zrezygnować ze wszystkich tych dóbr, dzięki którym żyjemy na pozór lepiej, spokojniej i szczęśliwiej? Wystarczy zadać sobie pytanie "czy byłbym w stanie skasować konto na fejsie i zrezygnować z abonamentu na internet?". Jednak może wcale nie musimy rezygnować z życia, jakie znamy, ale najpierw musimy zdać sobie sprawę z tego, że jesteśmy wykorzystywani? Może musimy zajrzeć w głąb siebie i znaleźć to, co tak naprawdę przynosi nam radość? Nie dajmy się stłamsić i nie pozwólmy, by nam wmawiano, że szczęście mogą nam sprawiać tylko takie rzeczy, z których mamy jakąś materialną korzyść. Może wolność to świadomość, że nie żyjemy w świecie, jaki kreują media?

Teraz trochę o samej fabule. Czuję niedosyt. Brakuje mi więcej informacji na temat świata przedstawionego, funkcjonowania społeczeństwa, wątków pobocznych, itp, a cała akcja rozegrała się jak na mój gust zbyt szybko. Mogłaby z tego wyjść całkiem niezła seria na wzór Igrzysk Śmierci czy Niezgodnej, z tym że trochę mroczniejsza i o wiele bardziej realistyczna.

Czy polecam? Jasne. Nareszcie jakiś powiew świeżości w rodzimej literaturze i to w dodatku na poziomie.

Jeśli recenzja jest zbyt chaotyczna - przepraszam. Zabierałam się do jej napisania już kilka dni i nie mogłam dobrać odpowiednich słów. Mimo wszystko starałam się jak mogłam ;)

Wolność Urojoną przeczytałam dzięki uprzejmości autorów.

Książkę przeczytałam w ramach Wyzwania 2015



czwartek, 9 kwietnia 2015

Terry Pratchett, Neil Gaiman - Dobry Omen


Tytuł: Dobry Omen
Autor: Terry Pratchett, Neil Gaiman
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Opis: Zgodnie z Przenikliwym i Trafnym Proroctwem Agnes Nutter jedynej całkowicie wiarygodnej wróżki świat skończy się w sobotę. Dokładnie mówiąc: w najbliższą sobotę. Jeszcze dokładniej: zaraz po kolacji. A wieczorem zerwą się armie Nieba i Piekła. Zapłoną morza ognia. Księżyc okryje się krwawym całunem. I to jest główny kłopot Crowleya (byłego węża, dziś agenta Piekła) i jego przeciwnika, a zarazem starego przyjaciela Azirafala (autentycznego Anioła). Bo ni chcą być tu na dole (lub na górze, z punktu widzenia Crowleya).
Ocena: 2/6



Pewnego wieczoru na świat przyszedł chłopiec. Tak naprawdę to dwóch chłopców - jeden z nich to syn amerykańskiego attaché kulturalnego, drugi zaś - syn Mr Younga, najzwyklejszego zjadacza chleba. Jest też trzeci chłopiec, a imię jego Wielki Adwersarz, Pogromca Królów, Anioł Bezdennej Otchłani, Be­stia zwanej Smokiem, Książę Tego Świata, Ojciec Kłamstwa, Szatański Pomiot i Władca Ciemności, zwany dalej Antychrystem, a jeszcze dalej po prostu Adamem. O losie chłopców przesądziła pomyłka sióstr zakonnych (satanistek), które zagrały chłopcami w "trzy kubki", co poskutkowało tym, że żadne z dzieci nie trafiło tam, gdzie trafić powinno. Toteż w niebie, jak i na ziemi, jak i w piekle przez jedenaście błogich lat uważało się, że Warlock, syn attaché kulturalnego, jest Antychrystem, który ma sprowadzić na świat zagładę. Jakież było zdziwienie wszystkich, w szczególności Crowleya - wysłannika Piekieł, kochającego drzemki i swojego bentleya - odpowiedzialnego za cały ten bajzel, Azirafala - anioła, a także bibliofila antykwariusza, oraz Agnes Nutter - od trzystu lat martwej wróżki, której przepowiednia końca świata jako jedyna okazała się trafna i dokładna, kiedy okazało się, że Warlock Antychrystem wcale nie jest. Księciem Piekieł jest oczywiście Adam, ale okazuje się, że on wcale nie chce końca świata...

Przejdę od razu do sedna. Powodem mojej nieobecności jest właśnie ta książka (i zepsuty komputer). Czytałam ją przez ponad dwa miesiące i ogólnie unikałam jak ognia, ale że nie lubię nie kończyć książek, toteż się zmusiłam. Zmaganie się z Dobrym Omenem było jak rodzenie kamieni nerkowych - długie, męczące i bolesne (szczególnie dla oczu). Na początku daje się odczuć, że autorzy bardzo starali się, żeby książka była lekka i zabawna, ale efekt okazał się odwrotny od zamierzonego. Długie, zawiłe zdania wybijają czytelnika z rytmu. W dodatku są to zdania zbudowane w taki sposób, że zanim skończy się je czytać, już się zapomina, co było na początku, a temat zdążył się zmienić pięć razy. Jest tu mnóstwo niepotrzebnych wstawek, które miały mieć charakter humorystyczny, ale często były totalnie wyrwane z kontekstu i znów się człowiek zdążył dziesięć razy pogubić. Myślałam, że po prostu muszę brnąć dalej, że może przywyknę do tego dziwacznego stylu i skakania w fabule, ale przeczytałam połowę książki i nadal nie do końca wiedziałam, co się tak naprawdę dzieje. Ciężko się toto czyta, sama fabuła bywa zabawna (jedno zdanie, tylko jedno, rozśmieszyło mnie tak bardzo, że w samolocie do domu zaczęłam śmiać się w głos), ale na ogół jest raczej nudno. Wystąpiło mnóstwo zupełnie niepotrzebnych wątków, które miały chyba pełnić rolę zapchajdziury i również wybijają czytelnika z rytmu. W notatkach mam napisane, że czasem odnosi się wrażenie, jakby tę książkę napisał ktoś na kwasie. Nie jestem w stanie sobie przypomnieć konkretnie, dlaczego tak napisałam, ale wierzę, że miałam powód.

O Gaimanie i Pratchetcie słyszałam wiele dobrego, ale po tak kiepskim pierwszym spotkaniu nie wiem, czy skuszę się na coś jeszcze ich autorstwa, bo Dobrym Omenem jestem mega rozczarowana. Sam pomysł niezły, ale wykonanie to totalna porażka.

Czy polecam? Raczej nie.


Książkę przeczytałam w ramach Wyzwania 2015


linkwithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...