czwartek, 28 listopada 2013

J.K. Rowling - Baśnie Barda Beedle'a


Tytuł: Baśnie Barda Beedle'a
Autor: J.K. Rowling
Wydawnictwo: Media Rodzina
Opis: Zbiór pięciu opowieści. Każda z nich ma własny magiczny charakter i wywołuje wzruszenie, śmiech i dreszcz lęku przed śmiercią. Komentarze profesora Albusa Dumbledore'a ucieszą zarówno mugoli, jak i czarodziejów. Profesor zastanawia się w nich nad morałem każdej baśni i ujawnia sporo nowych informacji o życiu w Hogwarcie.
Ocena: 3/6

"Baśnie Barda Beedle'a" to obowiązkowa pozycja dla każdego fana serii o Harrym Potterze. Bajki zawarte w tej książeczce stanowią jeden z fundamentów dzieciństwa wielu pokoleń czarodziejów, a każda z nich, mimo że krótka, czegoś uczy i niesie jakiś morał. 

Do każdej bajki dołączone są komentarze samego Albusa Dumbledore'a, z których dowiadujemy się nowych rzeczy o świecie czarodziejów i jego historii. Często jednak te komentarze dłużyły się i odbiegały od tematu, przez co czytając tę i tak krótką książkę, wynudziłam się dość mocno. 

Wszystkie historyjki są ciekawe i mogłyby wyjść z nich całkiem  interesujące opowiadania, gdyby je trochę rozpisać, a tymczasem dostałam naiwne i spłycone do maksimum bajeczki. Rozumiem, rzecz jasna, że to bajki dla dzieci, ale dzieci wychowujące się z serią o Harrym są już często po dwudziestce i jednak miło byłoby dostać kolejną ciekawą historię, żeby czas spędzony w czarodziejskim świecie przedłużyć możliwie jak najbardziej.

Co mnie urzeka w tych potterowych spin-offach to to, że czytelnik może się faktycznie poczuć, jakby miał w rękach książkę pochodzącą wprost ze świata magii, co w wypadku "Baśni..." sugeruje nam na przykład wzmianka o tym, że z run na język angielski tłumaczyła je Hermiona Granger (w "Fantastycznych zwierzętach..." i "Quidditchu przez wieki" jest to co prawda zaakcentowane jeszcze mocniej poprzez "odręczne" dopiski Złotego Trio).

Jest to miła książka, ale prawdopodobnie więcej do niej nie wrócę, bo i nie ma tu tak naprawdę nic, do czego chciałabym wracać. Polecam zagorzałym fanom serii (takim jak ja), jeśli nimi jednak nie jesteście, to niczego właściwie nie tracicie.




P.S. Udało mi się zdać egzamin :D

sobota, 23 listopada 2013

Ciężkie życie fangirl

Koniec tego roku obfituje w cudowności, ale zacznę od początku.

Thor: The Dark World. Czekałam długo. Bardzo długo. Byłam napalona jak ekspres do Hogwartu i co? I lipa! Niestety. Ta część nie różni się wiele od pierwszej, postaci jakieś mdłe, wątki ciekawe okrojone zostały na rzecz tych zupełnie niepotrzebnych, jak dla mnie film był po prostu nudny. Chciałam się rozpisać na ten temat, ale ten post oddaje wszystkie moje odczucia.

Kolejna sprawa. Doctor Who. Właśnie obejrzałam The Day of The Doctor i zregenerowałam się podczas oglądania tyle razy, że potrzebuję chwili przerwy. Cudowny odcinek z okazji 50. rocznicy. Nie mogło być lepiej. Wszyscy Doktorzy w jednym odcinku, 8.5 regenerujący się w 9, pierwsze spotkanie 10 z 11, Rose, GALLIFREY, NO NIE WYTRZYMAM! Jestem tak podekscytowana, że zaraz zacznę krzyczeć!

I jakby tego było mało, dostaliśmy kolejny trailer trzeciego sezonu Sherlocka. Święta przyszły miesiąc wcześniej!



A teraz z innej, bardziej prywatnej beczki.

Pamiętacie, jak Wam mówiłam o kursie na prawo jazdy i takie tam? No to wczoraj miałam egzamin. I oczywiście nie zdałam. Cały wczorajszy dzień przepłakałam, bo nie zdałam tylko z własnej głupoty, podczas gdy egzaminator był naprawdę sympatyczny i wiem, że chciał jak najlepiej. Powiedział, że mam się nie przejmować, bo najlepsi kierowcy zdają za drugim razem, łącznie z nim :D No cóż, mam nadzieję, że i mnie się uda. Kolejne podejście w środę rano ;)

wtorek, 19 listopada 2013

George R. R. Martin & Lisa Tuttle - Przystań wiatrów


Tytuł: Przystań wiatrów
Autor: George R. R. Martin & Lisa Tuttle
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Opis: Mieszkańcy Przystani Wiatrów odkryli, że na ich planecie możliwe jest realizowanie odwiecznego marzenia ludzi. Wspomagani przez słabą grawitację i gęstą atmosferę, na skrzydłach wykutych z metalu uzyskanego z porzuconego statku - zaczęli latać! Na planecie małych wysepek, trapionych przez potwory mórz i rozdzierające powietrze sztormy, lotnicy pełnili funkcję wysłanników i zazdrośnie strzegli prawa do dziedziczenia skrzydeł.
Ocena: 4/6

Maris od dziecka marzyła o lataniu. Będąc małą dziewczynką, często obserwowała szybujących lotników, wyobrażając sobie, że jest jednym z nich. To marzenie spełnia się, kiedy adoptuje ją Russ, jeden z lotników, czyniąc tym samym spadkobierczynią skrzydeł, a te można było otrzymać wyłącznie drogą dziedziczenia. Maris uwielbia latać i nie chce robić w życiu już nic innego, wie jednak, że wielkimi krokami zbliża się dzień, w którym będzie musiała przekazać skrzydła Collowi, młodszemu bratu, prawdziwemu synowi Russa. Chłopiec natomiast nienawidzi latać, boi się wiatru i oceanu i pragnie przekazać skrzydła starszej siostrze, na co nie chcą zgodzić się inni lotnicy, a już na pewno nie Russ, który tradycję ceni ponad wszystko. Wtedy zdesperowana Maris wykrada skrzydła i zwołuje radę lotników, w czasie której zmienia na zawsze nie tylko swoje życie, ale życia wszystkich lotników i losy całej Przystani wiatrów.

Bardzo lubię fantastykę i kiedy tylko przeczytałam opis „Przystani wiatrów” stwierdziłam, że muszę to przeczytać. Akcja książki osadzona jest w zupełnie innym świecie, w którym ludzie dzielą się na lotników i szczury lądowe, cała planeta składa się na zbiór niewielkich wysp, a jedynym łącznikiem między nimi są lotnicy bądź statki handlowe.

Kiedy czyta się o majestatycznych skrzydłach i podniebnych przygodach lotników, człowiek czuje się tak, jakby tam był i niemal sam czuje wiatr smagający go po twarzy, ciesząc się, że znów leci przekazać nowiny zwierzchnikom innych wysp.

Książka składa się na cztery części, w których wędrujemy przez kolejne etapy życia Maris, począwszy od wczesnych lat dziecięcych, a na późnej starości skończywszy. Główne postaci są tutaj wyraźne, myślą racjonalnie, popełniają błędy, miewają wątpliwości i odczuwają strach, moim zdaniem są to cechy bohaterów dobrych powieści. Maris nie irytowała mnie wcale, momentami zdarzało mi się nie rozumieć jej wyborów, ale z czasem zostały wyjaśnione przez nią samą.

Fabuła i sam pomysł są świetne, brakowało mi jednak akcji. Było jej stanowczo za mało jak na mój gust i przez to „Przystań wiatrów” nie porwała mnie tak jak się tego spodziewałam. Oczywiście coś w książce dzieje się cały czas, ale przydałoby się trochę dynamiki, jednak zdaję sobie sprawę, że powieść powstała ponad trzydzieści lat temu i wtedy standardy i gusta były nieco inne. W kwestiach technicznych nie mam zastrzeżeń, tłumaczenie jest jak zwykle świetne, wkradło się kilka drobnych literówek, a Maris w pewnym momencie na krótką chwilę zmieniła imię na Marion, ale poza tym nie mogę narzekać.

„Przystań wiatrów” polecam przede wszystkim osobom, które lubią fantasy/science-fiction, myślę, że powinniście być zadowoleni.

P.S. Czytając inne opinie o książce, widzę, że ludzie sięgają po "Przystań wiatrów" głównie ze względu na to, że przeczytali PLiO. Warto jednak nadmienić, że "Przystań..." jest w głównej mierze dziełem Tuttle.


Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Zysk i S-ka


niedziela, 17 listopada 2013

Trzy metry nad niebem [film]


Tytuł: Trzy metry nad niebem/Tres metros sobre el cielo/3MSC
Reżyseria: Fernando González Molina
Ocena: 6/6

Dziś będzie film, ale historia mimo wszystko ma swój początek w książce. "Trzy metry nad niebem" to powieść autorstwa włoskiego pisarza Federica Moccii, a na podstawie tejże powstały dwie wersje filmu o tym samym tytule. Jedna wersja, wcześniejsza, jest włoska, druga - hiszpańska. No dobra, ale dlaczego w tytule posta widnieje tylko hiszpański tytuł? Powód jest prosty - osobiste preferencje. Hiszpańska wersja pełna jest emocji (tak pozytywnych, jak negatywnych), nie brak też uniesień, całość jest jakoś bardziej dynamiczna i ciągle coś się dzieje, podczas gdy włoska wersja ciągnęła mi się jak flaki z olejem, mimo że to podobno Włosi właśnie powinni wiedzieć jak najlepiej wyrażać uczucia. Ale do rzeczy. Ostrzegam jedynie, że "Trzy metry nad niebem" to typowy romans, więc nie wiem, czy panom się spodoba.

Na samym początku poznajemy Hache (Mario Casas) odpowiadającego przed sądem za brutalne pobicie. Chłopak jest młody i niegłupi, jednak to jedno zdarzenie wpłynęło na niego na tyle, że zmienia się nie do poznania.Wybiegając z sądu, wskakuje na motor i pędzi przed siebie. Stojąc w korku zauważa wystawioną przez okno luksusowego samochodu dziewczęcą głowę, którą komplementuje, wykrzykując "brzydula". Tak wygląda pierwsze spotkanie Babi (Maria Valverde) i H. 



Kolejne spotkanie dwójki wypada na urodzinowej imprezie, na której Hache i jego koledzy w ogóle nie powinni się zjawić. Babi, mimo postawy chłopaka, powoli przełamuje niechęć i między parą rodzi się wielkie uczucie pełne wzlotów i upadków.

"Trzy metry nad niebem" to teoretycznie typowy romans opowiadający o zakazanej miłości dziewczyny z dobrego domu i typa spod ciemnej gwiazdy, pełen intensywnych uczuć i emocji, ma jednak w sobie coś, co urzeka i sprawia, że raz obejrzany pozostaje w sercu na zawsze. Nie brak tu również pięknej scenerii i słów chwytających za serce.

Osoby, które czytają mnie w miarę regularnie, wiedzą, że mam uczulenie na głupie bohaterki tak książek, jak filmów, tutaj jednak nie drażniło mnie nic. Postać Babi jest naturalna i dobra, stanowiąca równowagę dla H. 

Poza tym, i w tej kwestii nie ma co się oszukiwać, w tym filmie jest na co popatrzeć. Mario Casas wygląda niesamowicie w roli "złego chłopca", a Maria Valverde jest po prostu tak śliczna, że nie mogłam oderwać od niej oczu.

No, będzie. Myślę, że paniom, które lubują się w romansach, film spodoba się na pewno, bo to dobra historia, a i ujęcia niczego sobie. Polecam :)

Dwie piosenki z filmu, które przykleiły się do mnie tych kilka lat temu i nie chcą się odkleić ;)


Plus zupełnie niezwiązany z filmem kawałek, który też się przyczepił.

sobota, 16 listopada 2013

Książki na zimę?

Chciałabym Was poprosić o polecenie mi jakichś książek utrzymanych w zimowej scenerii tudzież w świątecznym klimacie. Mam ogromną ochotę poczytać sobie coś takiego. Albo niech to nawet będą książki, które Wy lubicie czytać sobie zimą :)

A kolejna recenzja już wkrótce. Z tego stresu nie mogłam niczego czytać i strasznie się za tym stęskniłam.

P.S. Zgadnijcie kto zdał wczoraj teorię na prawo jazdy? :D Została mi jeszcze tylko praktyka w piątek i pozamiatane :D

linkwithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...