wtorek, 19 listopada 2013

George R. R. Martin & Lisa Tuttle - Przystań wiatrów


Tytuł: Przystań wiatrów
Autor: George R. R. Martin & Lisa Tuttle
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Opis: Mieszkańcy Przystani Wiatrów odkryli, że na ich planecie możliwe jest realizowanie odwiecznego marzenia ludzi. Wspomagani przez słabą grawitację i gęstą atmosferę, na skrzydłach wykutych z metalu uzyskanego z porzuconego statku - zaczęli latać! Na planecie małych wysepek, trapionych przez potwory mórz i rozdzierające powietrze sztormy, lotnicy pełnili funkcję wysłanników i zazdrośnie strzegli prawa do dziedziczenia skrzydeł.
Ocena: 4/6

Maris od dziecka marzyła o lataniu. Będąc małą dziewczynką, często obserwowała szybujących lotników, wyobrażając sobie, że jest jednym z nich. To marzenie spełnia się, kiedy adoptuje ją Russ, jeden z lotników, czyniąc tym samym spadkobierczynią skrzydeł, a te można było otrzymać wyłącznie drogą dziedziczenia. Maris uwielbia latać i nie chce robić w życiu już nic innego, wie jednak, że wielkimi krokami zbliża się dzień, w którym będzie musiała przekazać skrzydła Collowi, młodszemu bratu, prawdziwemu synowi Russa. Chłopiec natomiast nienawidzi latać, boi się wiatru i oceanu i pragnie przekazać skrzydła starszej siostrze, na co nie chcą zgodzić się inni lotnicy, a już na pewno nie Russ, który tradycję ceni ponad wszystko. Wtedy zdesperowana Maris wykrada skrzydła i zwołuje radę lotników, w czasie której zmienia na zawsze nie tylko swoje życie, ale życia wszystkich lotników i losy całej Przystani wiatrów.

Bardzo lubię fantastykę i kiedy tylko przeczytałam opis „Przystani wiatrów” stwierdziłam, że muszę to przeczytać. Akcja książki osadzona jest w zupełnie innym świecie, w którym ludzie dzielą się na lotników i szczury lądowe, cała planeta składa się na zbiór niewielkich wysp, a jedynym łącznikiem między nimi są lotnicy bądź statki handlowe.

Kiedy czyta się o majestatycznych skrzydłach i podniebnych przygodach lotników, człowiek czuje się tak, jakby tam był i niemal sam czuje wiatr smagający go po twarzy, ciesząc się, że znów leci przekazać nowiny zwierzchnikom innych wysp.

Książka składa się na cztery części, w których wędrujemy przez kolejne etapy życia Maris, począwszy od wczesnych lat dziecięcych, a na późnej starości skończywszy. Główne postaci są tutaj wyraźne, myślą racjonalnie, popełniają błędy, miewają wątpliwości i odczuwają strach, moim zdaniem są to cechy bohaterów dobrych powieści. Maris nie irytowała mnie wcale, momentami zdarzało mi się nie rozumieć jej wyborów, ale z czasem zostały wyjaśnione przez nią samą.

Fabuła i sam pomysł są świetne, brakowało mi jednak akcji. Było jej stanowczo za mało jak na mój gust i przez to „Przystań wiatrów” nie porwała mnie tak jak się tego spodziewałam. Oczywiście coś w książce dzieje się cały czas, ale przydałoby się trochę dynamiki, jednak zdaję sobie sprawę, że powieść powstała ponad trzydzieści lat temu i wtedy standardy i gusta były nieco inne. W kwestiach technicznych nie mam zastrzeżeń, tłumaczenie jest jak zwykle świetne, wkradło się kilka drobnych literówek, a Maris w pewnym momencie na krótką chwilę zmieniła imię na Marion, ale poza tym nie mogę narzekać.

„Przystań wiatrów” polecam przede wszystkim osobom, które lubią fantasy/science-fiction, myślę, że powinniście być zadowoleni.

P.S. Czytając inne opinie o książce, widzę, że ludzie sięgają po "Przystań wiatrów" głównie ze względu na to, że przeczytali PLiO. Warto jednak nadmienić, że "Przystań..." jest w głównej mierze dziełem Tuttle.


Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Zysk i S-ka


11 komentarzy:

  1. Niezły ten rozrzut czasowy, w sumie poznajemy całe życie bohaterki. A tak w ogóle, to też zawsze marzyłem o lataniu, do dziś mam sny z tym związane :-D I w sumie z tego właśnie powodu - bo za fantastyką w czystej postaci nie przepadam, choć to może za mocne słowo, gdyż jej po prostu nie czytuje - bym po książkę chętnie sięgnął. Ciekawie ją opisałaś :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkim się zawsze śni latanie, a mnie nigdy! Spadanie owszem, ale nie latanie.
      Cieszę się, mam nadzieję, że ta recenzja ma ręce i nogi, bo staram się pisać krótko i na temat - sama nie lubię czytać długich recenzji, więc i sama takich nie piszę.

      Usuń
    2. Ma, dowiedziałem się wszystkiego, czego dowiedzieć się chciałem, a przy okazji zostałem zachęcony - nic więcej dobrej recenzji nie potrzeba :-)
      Szkoda, żałuj, fajnie sobie polatać we śnie, to jedyna taka okazja :-D

      Usuń
    3. "Spadanie jest jak latanie, z tym że lądowanie jest bardziej definitywne" ;) Więc jak spadam, to też trochę latam :D

      Usuń
  2. Mój ulubiony pisarz i taka średnia ocena... ups

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie rzecz w tym, że powieść w większości napisana jest przez Tuttle, trochę niefortunnie zaprojektowano okładkę i tyle. A książka jest dobra i myślę, że warto przeczytać, z tym że ja po prostu wolę, jak się więcej dzieje ;)

      Usuń
  3. Nie lubię wysokości (mam lęk gruntu - bo to grunt zabija, a nie wysokość), a więc tym razem podziękuję i zostanę jednak na ziemi :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo bym chciała przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie czytałam niestety jeszcze nic Martina, ale jest w planach :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Muszę w końcu wziąć się za dzieła Martina :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie jest dzieło Martina, tylko Tuttle. Martin współpracował, ale większość to zasługa Lisy.

      Usuń

Zostaw po sobie ślad, wszelkie komentarze są bardzo mile widziane :)

linkwithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...