sobota, 15 listopada 2014

OŁ EM DŻI! Ona czyta "Zmierzch"!

Nostalgia (gr. νóστος, powrót do domu, i ἄλγος, ból) – potocznie, doskwierająca tęsknota za ojczyzną (krajem ojczystym), a także, tęsknota za czymś przeszłym, co utrwaliło się w pamięci lub do czegoś, co wyobrażono sobie w marzeniach.

Nie macie czasem tak, że żyjecie sobie normalnie, pracujecie, nagle macie ochotę obejrzeć na przykład film, którego dawno nie widzieliście i BUM! dociera do Was, jak bardzo za tym tęsknicie?

Mnie nostalgia dopadła kilka tygodni temu. Dziwne uczucie, niezbyt przeze mnie lubiane, bo mimo że w jakimś sensie pozytywne, to jednak bolesne. Ale od początku. Od dłuższego czasu spędzam dni samotnie. Nie przeszkadza mi to, ale jak muszę sobie coś ugotować, to szybciej i raźniej mi się pracuje przy filmie. Lubię, jak coś tam mi gra w tle do kotleta, więc włączyłam od dawna nieoglądany, zakurzony Zmierzch. No i jak już skończyłam, to obejrzałam pozostałe cztery filmy i... rozkleiłam się totalnie. Wiecie (a może i nie wiecie), w tym roku największe polskie forum fanów sagi rozpoczęło swój prawdziwie wampirzy żywot. Mam na myśli, że zostało zamknięte i można je jedynie podziwiać, ale pisanie postów i jakiekolwiek zmiany są niemożliwe (hy hy, widzisz pan tę alegorię?!). I to wydarzenie tak naprawdę zapoczątkowało tę moją nostalgię. Nagle przypomniałam sobie, jak to forum tętniło życiem, ile czasu spędziłam na rozmowach, ile się nauczyłam, ile cudownych tekstów przeczytałam, ilu poznałam niesamowitych ludzi, z którymi wciąż utrzymuję kontakt, ile emocji wiązało się i wciąż wiąże z tym forum. Ten, kto tego nie przeżył, raczej nie zrozumie, dlatego kiedy zrobiłam sobie ten filmowy maraton, moja nostalgia osiągnęła poziom szczytowy, gdy pojawiła się scena końcowa.(Ścieżki dźwiękowej nie będę nawet komentować, bo jest idealna i także robi mi mokre oczy)

Mimo wszystko nadal coś ściskało mnie w dołku, dojrzałam więc do kolejnej decyzji: przeczytam sagę raz jeszcze, tym razem w oryginale. Wiecie co nadchodzi? Tak, recenzja.


Mam taką zasadę, że nie nie recenzuję ulubionych serii, bo ciężko patrzeć na nie obiektywnie (ja wiem, że recenzja nigdy nie jest obiektywna i zresztą z definicji nie może taka być, ale w przypadku ulubionych książek opinia jest obrzydliwie subiektywna), jednak ostatni raz Zmierzch czytałam lata temu, a od tamtej pory wiele się zmieniło. Jak wiele dowiedziałam się dopiero po przeczytaniu go po raz kolejny.


Tytuł: Twilight
Autor: Stephenie Meyer
Wydawnictwo: Little, Brown & Co.
Opis: Isabella Swan's move to Forks, a small, perpetually rainy town in Washington, could have been the most boring move she ever made. But once she meets the mysterious and alluring Edward Cullen, Isabella's life takes a thrilling and terrifying turn. Up until now, Edward has managed to keep his vampire identity a secret in the small community he lives in, but now nobody is safe, especially Isabella, the person Edward holds most dear. The lovers find themselves balanced precariously on the point of a knife-between desire and danger.
Ocena: 3/6

Siedemnastoletnia Bella, chcąc ułatwić matce podróżowanie z niedawno poślubionym baseballistą Philem, postanawia przeprowadzić się ze słonecznego Phoenix do deszczowego i wiecznie zachmurzonego Forks, w którym mieszka i pracuje jej ojciec. Rozpoczyna naukę w lokalnym liceum i już pierwszego dnia jej uwagę przykuwa niezwykłe rodzeństwo. Kiedy na lekcji biologii Bella siada koło jednego z pięciorga Cullenów, nie wie jeszcze, że doświadczy rzeczy, o jakich jej się nie śniło. Wśród nich są emocje tak silne, że nawet śmierć nie jest w stanie im przeszkodzić.

Serio, czy ten wstęp był w ogóle potrzebny? Jeśli - poza moimi rodzicami - istnieje jeszcze osoba, która nie zna tej historii, byłabym w ciężkim szoku. 

Zmierzch to nie tylko jakaś tam seria. Zmierzch to era. Zmierzch zmienił romans paranormalny. Z gatunku czasem czytanego stał się gatunkiem czytanym najchętniej i najczęściej. Nagle pojawiło się mnóstwo książek o tej tematyce, a wampiry już nigdy nie będą kojarzone z morderczymi istotami. Czy to dobrze? Mnie pasuje.

No dobra, ale skoro tak wychwalasz, to czemu tylko 3/6? Odpowiedź jest bardzo prosta. Zmierzch był moim pierwszym stopniem do wtajemniczenia. Nigdy wcześniej nie czytałam romansów, tym bardziej paranormalnych, a przeczytałam go, mając lat siedemnaście, więc nietrudno było mi utożsamić się z główną bohaterką. Wtedy byłam oczarowana, zakochana w sadze po uszy i przeczytałam wszystkie cztery książki chyba trzy razy pod rząd. Potem przyszło forum. Oczarowanie przerodziło się w miłość, potem zaczęłam dorastać, zmieniać swoje podejście do świata, miłość przerodziła się w sentyment, zaczęłam zajmować się własnym życiem, czytać więcej różnorodnej literatury, sentyment nigdy nie umarł, ale osłabł. Zapomniałam o Sadze. Zapomniałam o forum, które umarło, a które kochałam i kocham nadal, bo chcąc, nie chcąc, zmieniło moje życie na wielu płaszczyznach.

Czytając Zmierzch po latach, mając porównanie w postaci innych książek z gatunku, a także patrząc przez pryzmat moich przekonań i doświadczeń, wiem już, że jest to seria daleka od ideału. Wiem, że Bella jest bezpłciowa, arogancka i głupia. Wiem, że Edward to manipulant, którego uczucie dalekie jest od miłości. Wiele razy miałam ochotę rąbnąć oboje, bo to dokładnie ten typ bohaterów, których nie cierpię. On ma gdzieś jej zdanie, a ona ulega mu, jednocześnie uważając się za silną i niezależną. 

I mimo że to książka tak kiepska, że bohaterowie tak ubodzy i nijacy, to nie umiem jej znienawidzić. Doskonale wiem, jaką ma opinię i jest to typ, który albo się kocha, albo nienawidzi. Ja kocham, mimo że jest to uczucie zupełnie irracjonalne, ale wiecie co? Nie obchodzi mnie to.

Kilka dni temu skończyłam dwadzieścia cztery lata i pomyślałam sobie, że czas jasno i wyraźnie dać sobie samej do zrozumienia, że nie interesuje mnie, co inni sądzą o moich gustach. Dojrzewałam do tego przez dłuższy czas i myślę, że ta postawa po prostu przychodzi z wiekiem. Śmieszy mnie, gdy widzę w sieci osoby mówiące o swoich "guilty pleasures", czyli rzeczach, które lubią, mimo że lubić nie powinni. NIE POWINNI. Dlaczego? Kto mówi, co powinieneś, a czego nie powinieneś lubić? W końcu większość rzeczy, książki, muzyka, robienie na drutach są po to, żeby uszczęśliwiać, sprawiać radość, dostarczać rozrywki. Nie ma czegoś takiego jak "guilty pleasures". Jeśli coś lubisz i nie krzywdzisz tym nikogo, to naprawdę świetnie. Kim jest reszta, żeby mówić Ci, co masz robić i jak żyć? Dlaczego ludzie czują się w obowiązku poinformowania mnie, że nie powinnam lubić tego, co mi się podoba? Przecież nie wpływa to na nich w żaden sposób. Jeśli jesteś jedną z osób, która miesza innych z błotem tylko dlatego, że lubi coś, co powszechnie uważane jest za nielubiane i za coś, czego nie powinno się lubić ot tak, dla zasady, to radzę Ci usiąść i przemyśleć, co robisz. A potem zajmij się własnym życiem, bo najwidoczniej masz jeszcze sporo do zrobienia, skoro starasz się ingerować w życie drugiej osoby. 

I wiecie co? Jestem szczęśliwym człowiekiem. Lubię Zmierzch. Zawsze będzie zajmował w moim sercu i na półce honorowe miejsce. Nie jestem w stanie ubrać w słowa moich uczuć do Sagi, ale wiem, że osoby, które ją przeczytały, kiedy tylko została wydana, czują się podobnie. 


Skończę czytać serię po angielsku, a jak już będę czuła się na siłach, to przeczytam też po norwesku, bo czemu nie?

Czy polecam? Chyba nie muszę, ale życzę Wam, żebyście nie wstydzili się czytać Zmierzchu w autobusie, bo nie ma nic ważniejszego od radości, jaką Wam to sprawia ;)

gif to moja własność i proszę nie tykać :P dziękuję :D

Kto policzy ile razy w tekście pojawiło się słowo "zmierzch", dostanie medal z kartofla.

I coś dla tych, co mają dystans :)

5 komentarzy:

  1. No jak to nie ma ludzi, którzy nie znają tej historii? :D Ja nie znam :P Ale jakoś nie żałuję - ogólnie to ten cały gatunek jest kompletnie nie w moim guście i uwielbiam się z niego naśmiewać. Ale zgodnie z Twoją teorią robię przynajmniej to co lubię i nie krzywdzę znacząco innych ludzi :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naśmiewaj się z gatunku do obucha, bylebyś nie naśmiewał się z ludzi, którzy go lubią ;)

      Usuń
  2. Mnie tam ominął fenomen tej serii :D I mam chyba szczęście, bo mnie do fantastyki (co prawda nie do PR) wprowadził Harry Potter i "Eragon" Paoliniego. Niemniej jednak z czystej ciekawości przeczytałam, bodajże w 2kl gimbazy ostatnią część, "Przed Świtem" i w sumie była nawet spoko, jak na standardy, które miałam wtedy. Ale film jak dla mnie trochę śmieszny, Bella i ta jej jednostajna mina, do tego super przystojny Edward, taki mhhroczny :D Podejrzewam, że gdyby, teraz to oglądała, to bym się troche pośmiała.,

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm.. Mam dwadzieścia jeden lat (no, prawie), a nadal lubię tą serię, choć zaczynałam ją czytać na przełomie 16 i 17 roku życia. Cóż z tego, że może głupie. Cóż z tego, że może trochę nieprawdopodobne i tandetne. Ale kurde! Aktorzy mi się podobają, sceneria - wprost idealna, i ta muzyka! Najbardziej mi się podoba Clair de Lune albo Lykke Li ta jedna piosenka z drugiej części. I, kurde, wiele jest takich książek, które "wstyd" czytać, a ja nie rozumiem dlaczego. Wszystko jest dla ludzi. A zmierzch lubiłam, lubię i pewnie lubić będę :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam tej historii i jakoś mnie do niej na razie nie ciągnie.

    OdpowiedzUsuń

Zostaw po sobie ślad, wszelkie komentarze są bardzo mile widziane :)

linkwithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...