środa, 21 stycznia 2015

10 rzeczy ze świata literatury, których nie znoszę

Przypomnijcie mi, żebym nie piła yerby przed snem, bo potem nie mogę spać i do głowy przychodzi mi miliard głupich pomysłów. Poniżej przedstawiam Wam jeden z nich, czyli

10 rzeczy ze świata literatury, których nie znoszę

1. Drapieżne Mary Sue
Czyli takie panie, zwykle występujące w literaturze z gatunku young adult, które są piękne bez makijażu, bo jak wiadomo makijaż to zło i każda kobieta, która go nosi jest nieczysta; nosi koszulki Guns N' Roses; umiała strzelać z AK-47 już w łonie matki, wszystko wie najlepiej, jest najinteligentniejsza z całego przedszkola i w ogóle nikt jej nie podskoczy, ale ślini się na widok umięśnionej klatki piersiowej. Najchętniej spoconej.

2. Kiedy autor bierze się za temat, o którym nie ma pojęcia.
Tłumaczyć chyba nie trzeba. Takich książek wydaje się teraz całe mnóstwo, a zainteresowanie jest odwrotnie proporcjonalne do logiki. Przykład: 50 twarzy Greya czy Klątwa tygrysa.

3. Wydawanie fanfiction w postaci książki.
Tego w ogóle nie ogarniam. Tak się przyjęło od czasów Zmierzchu, że fanfiki z tegoż fandomu wydaje się masowo. Po co? Jeśli coś jest fanfikiem, niech fanfikiem pozostanie. BŁAGAM. Bo kiedy coś jest niezłe jako fanfik, jako książka trafi do szerszego grona i ludzie będą musieli za to zapłacić, a zwykle bywa tak, że taka książka jest w najlepszym wypadku mierna.

4. Self publishing.
Czyli pisać każdy może, źle lub jeszcze gorzej, o ile ma w sakwie trzydzieści srebrników. Ja wiem, że wydawnictwa lubią pieniążki, ale to już zakrawa o jakąś paranoję, jak można wydawać syf? Jak można nie mieć szacunku dla własnej pracy? Nie zdarzyło mi się jeszcze nigdy przeczytać książki, która była naprawdę dobra, a jednocześnie wydana za pieniądze autora, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.

5. Piękne i naturalne vs. Wymalowane szmaty.
Jakże cudowne zjawisko, kiedy autorki bez umiejętności przelewają te cechy ba swoje bohaterki, czyniąc tym samym te z makijażem nędznymi, głupimi kreaturami, które nawet nie wiedzą, kto to Szekspir! Przytoczę Wam opis, taki z pamięci, ale na bank wpasuje się w większość schematów fabuły z gatunku YA. "Była szczupła, niezbyt umięśniona, ubierała się na sportowo i lubiła trampki. Miała długie, lśniące włosy, po mamie/tacie. Nie malowała się, bo uważała, że nie ma sensu poprawiać natury. Skórę miała białą jak mleko, bez jednego zatkanego pora, pryszcza, nie daj borze zmarszczki. Była cicha, spokojna, dobrze się uczyła, kochała Szekspira, była inteligentna i w ogóle nie miała pojęcia o tym, jaka jest piękna. Uświadomiło jej to dopiero stado nowych adoratorów, a wśród nich ON. Ten jeden jedyny, wyśniony, boski, który zwrócił na nią uwagę". Jak bardzo trzeba być niedowartościowanym i próżnym, żeby idealnie pasować do standardów akceptowanych przez społeczeństwo i jednocześnie uważać się za brzydala? No ale to jeszcze nie koniec, bo wśród nich jest ONA. Nemezis, która ma bujne loki, duży biust, idealną figurę, ALE nosi tony makijażu! W dodatku ubiera się jak jakaś zdzira! Szpilki, spódniczki, obcisłe bluzeczki, kto to słyszał! Na pewno jest durna, a już na STO procent nie czyta Szekspira! Z nienawiścią naszej Mary Sue nie ma nic wspólnego fakt, że Nemezis ma ją gdzieś i nie całuje ziemi, po której stąpa Marysia oraz nie pisze peanów na cześć światła tańczącego w kurtynie jej gęstych, lśniących włosów. Nie, Marysia Zuzanka nie jest zawistna, ona wszystkich kocha, ba! nawet fiordy jej z ręki jedzą! Fajnie jak tak laski same na siebie jadą. Nie trzeba facetów, żeby rozdupczyć emancypację kobiet w drobny mak.

6. Promowanie niezdrowych zachowań.
Mam na myśli to, co dzieje się od czasu Zmierzchu, czyli promowanie przemocy w związku. Przemoc w związku objawia się ignorowaniem woli partnera, przymuszanie go do rzeczy, których ten nie chce, grożenie "jeśli nie tego nie zrobisz, to...". Taka sytuacja ewidentnie ma miejsce w 50 twarzach Greya chociażby. Grey praktycznie zmusza Anę do podpisania kontaktu, nie omawia z nią jej limitów i grozi, że jeśli użyje słowa bezpieczeństwa, wszystko kończy się tu i teraz. Pominę fakt, że BDSM, które występuje w książkach Leonard nie ma nic wspólnego z prawdziwym BDSM. Okropnie mierzi mnie fakt, że to właśnie kobiety tworzą takich bohaterów, same strzelają sobie w stopę, bo rujnują to, o co walczyły wcześniejsze pokolenia kobiet. Korzystają z tych dobrodziejstw i mają czelność je niszczyć, wydając taką kaszanę, a czytające to durnoty nie marzą o niczym więcej. Ale wiecie, co jest najgorsze? Że kobiety chcą potem takich związków, takiego BDSM, takiego traktowania, bo uważają, że to szczyt marzeń, że facet, który je spierze na kwaśne jabłko jest tym, czego zawsze chciały. To jest chore, ale jak już mówiłam w punkcie 2. - zainteresowanie odwrotnie proporcjonalne do logiki.
Dalej jest też obśmiewanie zdrowych nawyków żywieniowych, sportu itp.

7. Promowanie bohaterek, które są słabe i wiecznie zależne od mężczyzn.
Patrz punkt 5. i 6. - ona nie jest piękna, dopóki on jej tego nie powie, ona dopiero wtedy użyje czerwonej szminki, kiedy on stwierdzi, że dobrze by wyglądała, ona nie ma swojego zdania, dopóki on jej go nie narzuci. Cho-re.

8. Postacie drugoplanowe w roli ściennej tapety.
Czyli przyjaciele i rodzina głównych bohaterów, które nie pełnią żadnej roli poza zapchaj dziurą. Żeby nie było, że nasze Mary Sue i Gary Stu są entisosołszal. Te postacie często są jak te trzy małpy, co to nie widzą, nie mówią i nie słyszą. Po prostu są tam gdzieś, czasem coś burkną, a wachlarz ich odzywek jest tak bogaty jak zasób słownictwa Groota. Autor da nam pobieżną historię każdego (albo i nie) i spoko, czego chcieć więcej?

9. Regionalizmy.
Zabijta mnie, mości państwo, ale nie jestem w stanie tego zdzierżyć. I to nie, żeby regionalizmy występowały w dialogach, bo to rozumiałabym jako chęć podkreślenia pochodzenia bohatera. To się zdarza w narracji. Nagminnie. No weź i się nie wkurz.

10. Prequele.
I prequele prequeli, podczas gdy seria właściwa od dziesięciu lat czeka na swoją kontynuację. Co mnie obchodzi, co Mordimer robił, kiedy się uczył na inkwizytora? Teraz ma ciekawsze życie, a ja wciąż nie wiem, co dzieje się dalej! Prequele to takie zapychacze i maszynka do robienia pieniędzy. Bo fani i tak kupią, c'nie?

Jak macie ochotę, to napiszcie u siebie, czego Wy nie lubicie w literaturze, albo piszcie w komentarzach. Chętnie polemizuję ;D

A tak w ogóle, to jestem z siebie dumna. Blogowanie póki co idzie mi w tym roku całkiem nieźle. Mam nadzieję, że tak już zostanie.

14 komentarzy:

  1. Błagam, nie nazywajmy drukarzy na życzenie (czyli tak modnego "self-publishingu) wydawcami! Poza wydrukowaniem książki nie ma jedno z drugim nic wspólnego :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zwał tak zwał, co nie zmienia faktu, że zjawisko jest co najmniej zastanawiające i to nie w dobrym tego słowa znaczeniu.

      Usuń
  2. Zgadzam się z Tobą jeżeli chodzi o wszystkie podpunkty, prócz 4, 6, 7 i 8. Widzę, że nie tylko ja mam takie problemy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mężczyźni w Polsce jeszcze nie dojrzeli do tego, żeby widzieć problem w punktach 6 i 7, ale wszystko przed Wami! Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Prequele i prequele... A ja nadal czekam na dalsze tomy Cyklu Inkwiztorskiego, tj. chronologicznie te po "Łowcy dusz"... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też. Zaraz będzie 10 lat od czasów pierwszej daty premiery Czarnej Śmierci.

      Usuń
    2. ...a tu w lutym premiera "Kościanego galeonu"...

      Usuń
    3. Niczego innego się nie spodziewałam...

      Usuń
  4. Chyba wymieniłaś wszystko, co wymienić należało. Jak najbardziej się zgadzam :) Punkt drugi jest szczególnie trafny, jakbyś mi to z ust wyjęła!
    Moje koleżanki z klasy, zamiast przeżywać maturę albo chociaż studniówkę to one nic, tylko piszczą, że Gray w kinach będzie i już kupiły bilety... Ja to bym tylko poszła się pośmiać, tak jak kiedyś poszłam na którąś część Zmierzchu xD Aż wstyd było wstać po seansie, bo tu obok chlipią w chusteczki, a ja ryczę ze śmiechu przez cały seans... No cóż...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmierzch akurat lubię. Tak, wiem, że to książka-matka tych wszystkich mary sue, ale nie potrafię wyjaśnić tego fenomenu :D Dla mnie Zmierzch to w głównej mierze ludzie, których dzięki tej serii poznałam, więc zawsze w jakiś sposób te książki będą mi bliskie. Greya oczywiście obejrzę, ale nie mam zamiaru iść na to do kina i nabijać kabzy ludziom, którzy w tym siedzą. A koleżanki niech się podniecają, ciekawa jestem, czy będą się tak śmiały, kiedy utkną w takim związku. Ale kto wie, może będą się cieszyły, że w końcu spotkały kogoś, kto mówi im, co mają robić i traktował jak worek treningowy :)

      Usuń
    2. Sama książka nie jest zła, choć to raczej nie moje klimaty, ale film... Jeez, to było zabawne xD W sensie mimika Stewart... Czy ją cały czas coś bolało? xD Takie luźne spostrzeżenie ;)
      Graya też pewnie obejrzę, żeby przekonać się jak można zepsuć i tak tragiczną książkę xD Wiem, że zdania na jej temat są podzielone i szanuję opinie innych, ale dla mnie to była jakaś masakra i przez większą część książki miałam ochotę potrząsnąć główną bohaterką, żeby się ogarnęła... Ale przynajmniej było się z czego pośmiać xD Hmm... Zobaczymy za kilka lat jak to będzie ;)

      Usuń
  5. A o czym jest "50 twarzy Greja"?

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakie są fanfiki np. Zmierzchu?

    OdpowiedzUsuń
  7. Odkąd przestałam śledzić blogi krytykujące amatorskie opowiadania (Niezatapialna Armada Kolonasa Waazona, Przyczajona Logika Ukryty Słownik) moje zdrowie psychiczne uległo znacznej poprawie, bo mam szczęście do książek i punkty 1, 2, 5, 6, 7 i 9 znam właściwie tylko stamtąd :) Wstyd się przyznać, ale dopiero tam poznałam określenie Mary Sue...

    OdpowiedzUsuń

Zostaw po sobie ślad, wszelkie komentarze są bardzo mile widziane :)

linkwithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...