Tytuł: Wiedźma.com.pl
Autor: Ewa Białołęcka
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Opis książki: Z nią zdradzicie nawet swój komputer!Są rzeczy na niebie i ziemi, o których nie śniło się internautom... Jak choćby upierdliwa ciotka w stanie wskazującym na nie-życie.Obdarza spadkiem Krystynę zwaną Reszką, samotną matkę, redaktorkę z wydawnictwa i netomankę.Na co dzień przyspawana do laptopa Reszka, musi więc wyrwać się z sieci i rusza do zabitej dechami wsi. W odziedziczonej chałupie udaje jej się nawet rozpalić ogień pod kuchnią.I TO BEZ POMOCY GOOGLE!Niestety, zaczyna widzieć na jawie i we śnie: duchy, mary czy trupy, nie tylko w szafie. Sama nie wie, czy szajba to, czy gen, bonus do schedy po ekscentrycznej zołzie...Horror daleko od szosy i romans daleki od harlequina - mix o idealnie wyważonych proporcjach...
Ocena: 5/6
Na wstępie oczywiście prywata. Zacznijmy od tego, jak w ogóle doszło do tego, że napisałam jakąkolwiek recenzję. Otóż przeczytałam książkę.
Stało się to dość niespodziewanie, mianowicie dwa wieczory temu poczułam
fizyczny niemal ból, który był efektem tęsknoty za książkami (trwało to dość
długo, ale raz, że praca, a dwa, że wisi nade mną widmo „Ireny”, którą muszę
przeczytać, a co idzie mi dość opornie i to z jednego, konkretnego powodu, ale
o tym później). Jako że skończyłam tworzyć sherlockowego gifseta na tumblra, na
który pomysł od jakiegoś już czasu chodził mi po głowie, a który zajął mi, nie
przymierzając, jakieś dwa dni, poczułam się dziwnie odciążona (nie wiem, jak
Wy, ale ja, jak coś sobie umyślę, to dopóki planu nie zrealizuję, chodzę jakaś zestresowana).
Wtedy dotarło do mnie, jak strasznie tęsknię za książkami. Normalnie jak
Mjolnirem w potylicę. Wygrzebałam więc gdzieś z czeluści dysku twardego
zakurzony folder o wdzięcznej nazwie „książeczki” i odpaliłam pierwszą z
brzegu. Nie było czasu na zrzucanie na czytnik, musiałam coś przeczytać natychmiast.
I jak odpaliłam, tak za jednym posiedzeniem przeczytałam mniej więcej połowę.
Teraz czas na recenzję właściwą.
***
„Wiedźma.com.pl” to historia młodej, samotnej matki
zajmującej się redagowaniem książek. Krystyna Szyft, bądź też Reszka dla rodziny
i znajomych, wraz ze swoją latoroślą pomieszkuje kątem u rodziców, borykając
się przy okazji z kłopotami finansowymi. Pewnego dnia, zupełnie
niespodziewanie, Reszka dowiaduje się, że dostała spadek. I to nie jakiś tam
pierścionek z tombaku z oczkiem udającym rubin – nie, nie. Kobieta otrzymała
dom od Katarzyny Szyft – osobie zupełnie sobie nieznanej, warto dodać – we wsi
o jakże uroczej i ortograficznie niepoprawnej nazwie Czcinka. Jako
osobnik uzależniony od Internetu, czym prędzej wklepuje Czcionkę w Google i… i
nic. Czcinki w Googlach nie ma. Nie ma jej też na mapach, tak zwykłych, jak i
sztabowych użyczonych przez kolegę Krystiana Szyfta – ojca Reszki. Teoretycznie
Czcinka po prostu nie istniała. Na szczęście Czcinkę podciągnięto pod oddział
pocztowy w Tarnikach, o których Internet już coś niecoś słyszał. Krystyna więc,
po załatwieniu formalności u notariusza, pakuje torbę i wyrusza obejrzeć swój
spadek.
Będąc w Tarnikach, Reszka odwiedza pierwszy lepszy spożywczak,
żeby rozeznać się, jak do tej Czcinki dotrzeć, o ile ów Czcinka w ogóle
istnieje. Okazuje się, że do wioski można dość jedynie „z buta”. Trzy kilometry
ścieżką przez las. Eskortowana przez wątpliwej inteligencji, acz solidnej
postury młodzieńca (który zachowywał się co najmniej dziwnie, a po pewnym
czasie czmychnął po prostu na rowerze, zostawiając Reszkę samą w środku lasu)
trafia w końcu do miejsca przeznaczenia. Czcinka okazuje się wioską nie byle
jaką, gdyż Krystyna ma wrażenie, jakby przeniosła się w czasie, a uczucie to
pogłębia się, kiedy dostaje się do swojego domu (co zresztą nie odbyło się
łatwo, przyjemnie i bez walki) i zastaje tam kuchnię węglową, brak pralki, a o
istnieniu – a raczej nieistnieniu – wanny chyba nawet nie warto wspominać. Pierwszej nocy Krystyny w przyszłym miejscu zamiesz(k)ania także nie można zaliczyć do
udanych, gdyż ktoś bezczelnie próbuje włamać się do domostwa. Atak zostaje
odparty tłuczkiem do mięsa.
W miarę zapoznawania się z „tubylcami”, Reszka odkrywa, że w
Czcince nazwisko Szyft budzi szacunek graniczący ze strachem, a sama Katarzyna
Szyft traktowana była niemalże jak Królowa Matka. Po drodze młoda kobieta
zaprzyjaźnia się z pasierbem swojej ciotecznej babki, a jednocześnie jedynym w
miarę inteligentnym okazem w okolicy, Andrzejem Kobielakiem, który dodatkowo
okazuje się być lekarzem. Im dłużej
jednak Reszka przebywa w Czcince, tym dziwniejsze rzeczy dzieją się dookoła
niej, a ona coraz częściej i coraz intensywniej zastanawia się, dlaczego to
właśnie ona otrzymała ten dom po Katarzynie Szyft. Kim była ta kobieta i co
takiego wydarzyło się w wiosce na przestrzeni lat?
Tyle o samej fabule. I tak mam wrażenie, że za dużo
zdradziłam. Teraz konkrety.
Książka jest dobra. Przyjemnie się czyta, styl autorki jest
naprawdę godny podziwu, słownictwo i lekkość, z jaką nim operuje, to prawdziwa
uczta dla oczu. Po przeczytaniu nasuwa mi się stwierdzenie „błyskotliwa i pełna
humoru”, bo tego tutaj niemało. Nie brak też elementu zaskoczenia, grozy, a i
wątków paranormalnych jest sporo (w zasadzie, to jest to podstawa książki, tak
szczerze mówiąc). Urzeka relacja Reszki z jej synem Jeremim, a także relacja
dziadek – wnuk. Naprawdę można poczuć zażyłość łączącą tych ludzi. W książce
nie brak też wątku miłosnego, trochę niepotrzebnego moim zdaniem i nieco
kulawego, bez niego byłoby równie ciekawie. Co do postaci głównej bohaterki, to
ogólnie rzecz biorąc jestem na tak. Fajna babka, z fajnym dzieciakiem i fajną,
choć może niezbyt dobrze płatną pracą. Było jednak coś, co irytowało mnie niemożebnie.
Chodzi tu mianowicie o udawanie babki typu „jestem samowystarczalna, mam
wysokie ajkju i nie zawaham się go użyć, pyskata, sarkastyczna, niczego się nie
boję, słowem rżnę trudną do zdobycia, ale niech tylko jakiś facet okaże mi
trochę ciepła, to chętnie do niego przylgnę i już raczej nie odpuszczę”.
Nienawidzę tego, po prostu nienawidzę (i to jest właśnie powód, dla którego
kilka miesięcy odstawiłam „Irenę”). Nie cierpię, kiedy ktoś traktuje ludzi z
góry i wydaje mu się, że jest jakimś cudem lepszy od nich. Reszka taka właśnie
momentami była, ale w ogólnym rozrachunku była raczej do zniesienia.
Sama nie wiem, fantastykę czasami czytam, więc może się skusze bo brzmi dość interesująco.
OdpowiedzUsuńDzięki Twojej recenzji przypomniałam sobie, że książka czeka już na mojej półce :D Muszę ją w końcu stamtąd ściągnąć.
OdpowiedzUsuńNo i w końcu jest recenzja :D Coś wiadomo o dalszych planach? Planujesz odrestaurować bloga i troszkę popisać w najbliższym czasie? Byłoby bardzo fajnie móc poczytać coś częściej ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem, postaram się, ale nie ma letko, rozumiesz xD Gdybym miała tu dodatkowo zamieszczać recenzje filmów, to jeszcze jakoś by się to kręciło, a z książkami teraz u mnie tak sobie. Chociaż będę się starała czytać częściej i więcej, bo mi tego brakuje.
Usuń