Autor: Colleen Houck
Tytuł: Klątwa tygrysa
Wydawnictwo: Otwarte
Opis książki: Literacki fenomen! Powieść odrzucona przez wydawców, ukochana przez setki tysięcy czytelników na całym świecie!
Magnetyczne oczy tygrysa.
Pradawna klątwa, którą zdjąć może tylko ona.
Namiętność silniejsza niż strach.
Razem muszą stawić czoła mrocznym siłom.
Czy poświęcą wszystko w imię miłości?
Ocena: 1/6
Będzie dłużej niż zwykle. Muszę się Wam wyżalić.
Ponownie skuszona pozytywnymi opiniami o książce (oraz
odrobinkę jej prześliczną okładką), sięgnęłam po nią i ja. Lubię romanse
paranormalne, w których występują zmiennokształtni, więc z chęcią zabrałam się
za czytanie, ale od początku.
Kelsey to osierocona dziewczyna, która jako świeżo upieczona
absolwenta liceum, postanawia zasmakować dorosłego życia. Rozpoczyna pracę w
wędrownym cyrku, sprzątając, sprzedając bilety i opiekując się zwierzętami.
Jedno szczególnie przyciąga jej uwagę – biały tygrys o magnetyzującym błękitnym
spojrzeniu. Dziewczyna z miejsca stwierdza, że zwierzę jest niesamowite –
inteligentne i zadziwiająco spokojne. Od tej pory Kelsey spędza z Dhirenem, bo
tak tygrysowi na imię, bardzo dużo czasu. Czyta mu poezję, rysuje go w swoim
pamiętniku i zwyczajnie do niego mówi. Sielanka kończy się, kiedy do cyrku
przyjeżdża Anik Kadam, który proponuje właścicielowi cyrku ogromną sumę za
Dhirena. Ten oczywiście zgadza się, a Kelsey pogrąża się w żalu, zdając sobie
sprawę, że więcej tygrysa nie zobaczy. I wtedy Kadam proponuje jej wyjazd do
Indii, argumentując to tym, że dziewczyna ma cudowny wpływ na tygrysa i będzie
to najlepsze rozwiązanie. Kelsey oczywiście zgadza się, na miejscu natomiast
okazuje się, że Dhiren to nie zwykły tygrys, ale człowiek, na którego setki lat
temu została rzucona okrutna klątwa. Odtąd Kelsey pomaga mężczyźnie w jej zdjęciu,
powoli się w nim zakochując. Czy uda im się przywrócić Dhirenowi
człowieczeństwo?
Trochę o głównych bohaterach. Jak mogłabym określić Kelsey w
kilku słowach? Nabzdyczona „drama queen”. Po pierwsze: zakochuje się w facecie
praktycznie wyłącznie dlatego, że jest niemożliwie przystojny. Po drugie: brak
logiki, jakim się kieruje, przestając z Dhirenem, zakrawa o chorobę psychiczną.
Nie rozumiem, jak można stworzyć tak niedojrzałą postać. Z jednej strony Kelsey
uważa siebie za nic nie wartą szarą myszkę, z drugiej uważa, że jest bardzo
cyniczna i sarkastyczna. Otóż Kelsey w pewnym momencie stwierdza, że jest za
brzydka dla Rena i zaczyna pomiatać nim jak ścierą do podłogi, chcąc go przez
to odepchnąć i zagłuszyć swoje uczucia. Bo po co rozmawiać? Rozmowy na ten
temat są takie niedojrzałe i w ogóle passe. Kelsey to taka trochę Mary Sue,
której wszystko się udaje, jest inteligentna i błyskotliwa (przez całą książkę
czekałam na ten przebłysk inteligencji – nie doczekałam się), ale sama nie
zdaje sobie sprawy z tego, jaka jest wspaniała. I piękna w dodatku.
Dhiren zwany Renem to książę (oczywiście) zaklęty w tygrysa
przez okrutnego niedoszłego teścia. Tak naprawdę nie do końca wiemy, jak to się
stało, ale bez tego nie byłoby książki, więc pomińmy ten element. Skoro autorce
wydał się nie wart rozwinięcia czy choćby wyjaśnień, to i czytelnik nie
powinien się przejmować. Tak więc Dhiren jest wspaniałym tygrysem, który
okazuje się jeszcze wspanialszym, oślepiająco pięknym induskim księciem o
błękitnym spojrzeniu i uśmiechu rodem z reklam wybielających past do zębów.
Dhiren nie ma wad. Jest za to przerysowany do granic możliwości i porównany do ciemnoskórej mieszanki Ryana Goslinga i Roberta Pattinsona. Czy ktoś
jeszcze ma wątpliwości, w oparciu o co powstała „Klątwa tygrysa”? Ren to dziwna
postać. Im bardziej Kelsey go odtrąca i im bardziej jest w stosunku do niego
opryskliwa i chamska (w języku autorki: sarkastyczna i cyniczna), tym bardziej
on do niej lgnie i przybiega jak merdający ogonkiem szczeniaczek. Ale żeby nie
było tak różowo – Dhiren ma brata, którego Kelsey uwielbia. Nie wiadomo
dlaczego, widocznie imponuje jej fakt, że on też się nią zainteresował. A może
w iście gówniarski sposób chce wywołać w Renie zazdrość.
Ta książka jest zła. Nigdy nie powinna powstać ani zostać
wydana. Rozumiem teraz wszystkich wydawców, którzy odmówili Houck. Ale Houck
nie dała za wygraną. Wydała książkę za własne pieniądze. Tak robią tylko dwa
rodzaje autorów – ci, którzy są absolutnie genialni, ale ich pomysł po prostu
nie trafia do wydawców i ci, którzy są zarozumiali i muszą postawić na swoim,
choćby kosztowało ich to cały dorobek życia. Niestety o tych pierwszych krążą
jedynie legendy.
Nie rozumiem, jak coś tak płytkiego stało się tak poczytną
książką, „literackim fenomenem”. W opisie książki zacytowana została również
Fitzpatrick, autorka serii „Szeptem” (ponoć dobrej, miałam zamiar przeczytać,
ale teraz trochę zwątpiłam), która zachwyca się „Klątwą tygrysa”. Jak? Jakim cudem? Jak to się stało? Albo "Sama J.K. Rowling chciałaby napisać taką książkę!" - zagotowałam się.
Może i był jakiś pomysł oparty na wrzuconych do jednego gara
i wymieszanych legendach wielu kultur. Może i byłoby z tego coś ciekawego,
gdyby za pisanie wzięła się osoba z wypracowanym warsztatem, bądź wrodzonym talentem,
a nie dziewczyna, która zafascynowana „Zmierzchem” stworzyła coś – nie do końca
wiadomo co – a przy okazji miała trochę grosza, żeby zapłacić za wydanie tego
tworu, co już samo w sobie daje do myślenia.
Książkę pewnie dałoby się czytać bez obrzydzenia, gdyby
autorka darowała sobie dialogi. Drętwe, okropnie zbudowane, bez poczucia
humoru, bez polotu, żenujące i żałosne.
Naprawdę jeszcze wczoraj pomyślałam: Okej, nie jest dobrze,
ale przeczytam całą serię, bo tak po prostu wypada. Dzisiaj stwierdzam, że jest to absolutnie
niemożliwe. Po prostu nie wytrzymam psychicznie, jeśli dalej będę musiała
czytać przemyślenia i błyskotliwe uwagi panny Kelsey oraz to, jak bardzo kocha
Rena, ale jak bardzo nie może z nim być, dlatego że… Sama właściwie nie wie
dlaczego. Podejrzewam, że autorka też nie wie, a ja nie wiem tym bardziej.
Jak zawsze, chcąc podsumować opinię o książce, powinnam
napisać, komu polecam. Nie napiszę. Cały nakład powinno się spalić i jak
najszybciej o tej serii zapomnieć.
Seria "Klątwa tygrysa":
Klątwa tygrysa ←
Wyzwanie
Wyprawa
Oj miałam kiedyś w ręku i szczerze powiedziawszy, porzuciłam ją.
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze zrobiłaś. Szkoda czasu i pieniędzy. Nawet nie warto o tej książce myśleć.
UsuńZostałaś nominowana do Liebster Blog. Tutaj znajdziesz więcej informacji: http://pudelko-ksiazek.blogspot.com/2012/11/liebster-blog.html Zapraszam.
OdpowiedzUsuńA mnie tam się ta książka podobała. Nie jest to może arcydzieło, ale z chęcią sięgnę po drugą część.
OdpowiedzUsuńOd początku miałam wątpliwości co do tej serii, więc spokojnie odpuszczę sobie tę serię. Pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńTa okładka niesamowicie pobudza moją wyobraźnię. ;D
OdpowiedzUsuńZapraszam do blogowej zabawy, do której wytypowałam również Ciebie:
OdpowiedzUsuńhttp://ksiazka-oderwaniem.blogspot.com/2012/11/liebster-blog.html
:)
Jeszcze nie czytalem tej ksiazki, ale mysle, ze warto to zmienic i nadrobic zaleglosci :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Jeszcze jakiś czas temu miałam ochotę przeczytać tę książkę, jednak Twoja recenzja utwierdziła mnie w przekonaniu, że raczej nie warto. Nikt przecież tak nisko bezpodstawnie nie ocenia książki:)
OdpowiedzUsuńFaktycznie, książka mocno Cię zirytowała, mnie też krew zepsuła, ale umiem się cieszyć drobnostkami, więc kilku zalet się dopatrzyłam ;)
OdpowiedzUsuńCo tu dużo pisać, powieść jest fatalna, ale jakoś dziwnym trafem niektórym czytelnikom się podoba, o co w tym chodzi ... nie wiem.
Dla mnie to idealna historia miłosna. Nie wiedziałam, że tak wielu książka się nie podobała. Mnie się szalenie podobała. Przeczytałam 3 tomy i niecierpliwie czekam na następny. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTwoja recenzja wywołała u mnie fale śmiechu. Dziękuję ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale jak czytam opinie o takich romansach to zawsze chce mi się śmiać. Dodatkowo bardzo podoba mi się sposób w jaki piszesz.
A co do spalenia całego nakładu książek- to ja biorę benzynę, ty zapałki!
Tylko smutne jest to, że tak beznadziejne książki mają takie ładne okładki *.*
Gdyby jeszcze okładka była brzydka, to chyba bym się w ogóle rozpłakała.
Usuń